sobota, 24 grudnia 2016

Radosnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia


Pora oficjalnie wszem i wobec złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne, aby to co dzieje się wokół nas nie zakłóciło rodzinnej i ciepłej atmosfery a zdrowie i dobry humor dopisywały


sobota, 17 grudnia 2016

Pocztówka z wakacji – Bornholm


Wspominkowo, tęsknie i pięknie 😊
Latem spędziłam kilka dni nad Bałtykiem. Miałam okazję po latach zobaczyć jak wyglądają nasze plaże w szczycie sezonu. Niestety stopień zatłoczenia jest wielki, choć uczciwie muszę przyznać, że odchodząc kilometr czy dwa od głównych plaż nadmorskich kurortów można spotkać miłe, niemal odludne miejsca.
Nie wiem ile kilometrów przedreptałam plażami. Z Kołobrzegu jechałam autobusem w określone miejsce (sieć połączeń jest całkiem mocno rozbudowana) a potem maszerowałam brzegiem z powrotem do Kołobrzegu :)
Pobyt wykorzystałam również na jednodniową wycieczkę na Bornholm. Wykupiłam nie tylko bilet na rejs w obie strony, ale i wycieczkę po wyspie. Oczywiście można spróbować samodzielnie powłóczyć się, wynająć rower i z jego pomocą zwiedzać okolicę, jednak czasu na taką formę zwiedzania jest za mało. Dzięki temu, że skorzystałam z wycieczki mogłam jednego dnia odwiedzić wszystkie najważniejsze punkty na wyspie.



Szlaki przetarte, teraz wiem, że fajnie byłoby spędzić na wyspie kilka dni z rowerem, aby na spokojnie powłóczyć się z i bez celu. Na wyspie jest 230 kilometrów ścieżek rowerowych więc nikogo nie dziwi, że na statku sporą część pokładu zajmują rowery. Należy jednak pamiętać, ze teren jest mocno pofałdowany, więc nie można liczyć na wycieczki po płaskim ;)
Bornholm to wyjątkowa wyspa pod względem klimatu. Ma niesamowite nasłonecznienie – 300 dni w roku słonecznych to coś co może kusić każdego. Mała amplituda temperatur też zachęca do osiedlania się na wyspie. Mimo dużej wilgotności powietrza opadów stosunkowo jest niewiele, a temperatury zwłaszcza zimą jak najbardziej przyjazne. Najlepszy dowód, że rosną tu rośliny typowe dla regionu Morza Śródziemnego – np. figi.
Krajobrazy potrafią zapierać dech, a malutkie miasteczka rybackie budzić jak najbardziej pozytywne emocje.
Będąc na wyspie warto zajrzeć do stolicy wyspy – Rønne. Malutki Rynek i otaczające go wąskie uliczki z malutkimi niezwykle malowniczymi domkami to miejsce bardzo klimatyczne. Liczne kawiarnie, restauracyjki pozwalają na smakowanie lokalnych wyrobów, a wyspa słynie z kilku produktów spożywczych. Głównie z wędzonych śledzi, sera i lokalnego piwa.









Trudno uwierzyć do czego służy ta plansza. Otóż to gra niemal hazardowa. Obstawia się pole na które pierwsza kura zrobi co nieco. Uprzednio wpuszcza się kilka kur na planszę i czeka na pierwszą porcję kurzego guana. Ten kto obstawi właściwe pole wygrywa 😉


Oprócz tego nie zawadzi podczas wędrówek zatrzymać się i zajrzeć do środka jednego ze średniowiecznych kościołów rotundowych – to architektoniczna wizytówka wyspy.
Charakterystyczny kształt i drewniane pokrycie dachu z daleka zachęca do odwiedzin.




Północna część wyspy to dzika przyroda, skaliste wybrzeże z licznymi zatokami i Hammershus, ruinami zamku. Była to jedna z największych średniowiecznych warowni Północnej Europy. Malowniczo położone ruiny ściągają licznych turystów, ale jak to w Danii bywa ci liczni turyści nie są absolutnie uciążliwi i męczący.










Chętnie kiedyś wrócę na Bornholm aby spędzić na wyspie kilka dni. Na spokojnie poodwiedzać wszystkie atrakcyjne miejsca, najeść się do syta ryb i napić dobrego bronholmskiego piwa.





Bardzo tęsknię do słońca i takich widoków. Za oknem smutna i ponura aura ni to jesieni i to w najgorszym wydaniu, mżysta, dżdżysta i bez słońca. Lubię o tej porze roku powspominać lato.




czwartek, 24 listopada 2016

Tajemniczy Dolny Śląsk – na zachód od Gryfowa Śląskiego


Dolny Śląsk niezmiennie mnie zachwyca i zaskakuje różnorodnością oraz bogactwem miejsc wyjątkowych. Czasem są to miejsca spektakularne, czasem drobne, niepozorne acz wyjątkowe.
Okolice Gryfowa Śląskiego dotąd kojarzyły mi się jedynie z Lubomierzem – miastem Samych Swoich i Zamkiem Czocha, który jest niesamowity i wart odwiedzenia. Tym razem trafiłam na kilka dni do Złotników Lubańskich nad jezioro Złotnickie. Listopadowa aura nie sprzyja długim wędrówkom, ale na spacery po okolicy jest w sam raz.
Pierwsze co zrobiłam to kupiłam mapę okolicy i rozpoczęłam eksplorację najbliższych terenów.
Na pierwszy ogień poszedł Zamek Rajsko. Wcześniej nawet o nim nie słyszałam, ale na mapie był zaznaczony jako ruiny. W necie znalazłam go już nie jako ruinę a obiekt częściowo zrekonstruowany, a że znajduje się w zasięgu spaceru to nie było na co czekać.



Niebieski szlak poprowadzony jest wzdłuż Kwisy, nie jest dobrze utrzymanym szlakiem turystycznym, ale dzięki temu każdy wędrowiec ma dodatkowe atrakcje. Ja miałam jeszcze inne, bo na mojej drodze rosło kilka smakowitych grzybków, które teraz się pięknie suszą.
O Zamku Rajsko można przeczytać sporo ciekawych informacji tutaj http://www.zamkipolskie.com/rajsko/rajsko.html jednak nie uwzględniono w opisie faktu, że w ostatnich latach zamek odbudowano tworząc całkiem przyjemne miejsce, które stanowi „domek do wynajęcia” J Kilka milionów złotych dało fajny efekt.





Sam zamek fantastycznie jest położony, bo na niemal stumetrowej skale nad Kwisą, a widok z wieży jest po prostu piękny. W oddali można nawet dostrzec hełm na wieży Zamku Czocha.






Jezioro Złotnickie, podziwiane przeze mnie z okna wynajętego pokoju powstało sztucznie po postawieniu tamy na Kwisie. Z resztą nie jest to jedyne jezioro zaporowe na tej rzece. Wspominany przeze mnie Zamek Czocha położony jest nad jeziorem Leśniańskim, a to również powstało dzięki zaporze
Wracając do zapory Złotnickiej to można o niej przeczytać tutaj http://dolny-slask.org.pl/550492,Zlotniki_Lubanskie,Zapora_na_Jeziorze_Zlotnickim.html zobaczyć trochę starych fotografii i próbować sobie wyobrazić to miejsce blisko sto lat temu, a tak wygląda dziś


Ja chciałabym Wam pokazać coś, czego sama nie zauważyłam, ale na szczęście osoba mieszkająca w pobliżu opowiedziała mi o tym nietypowym „zabytku”  Co prawda usłyszałam od Niego inną historię od tej, którą można znaleźć w sieci, ale tak czy inaczej obecność lwa w tym miejscu zaskakuje i jest ciekawym dodatkiem do całej aury tego miejsca.


Po dniu pełnym deszczu i chmur poranek pełen słońca od razu zachęcił mnie do dalszego odkrywania okolicy. Tym razem wybrałam się do Biedrzychowic. Wybrałam je dlatego, że jako dziecko byłam w nich na swojej pierwszej kolonii zuchowej. Pamiętałam z tego wyjazdu niewiele, ale kilka szczegółów utkwiło mi w pamięci. Na mapie znalazłam też informację, że w Biedrzychowicach jest barokowy pałac, a internet dostarczył informacji, że mieści się w nim szkoła, zatem jest wyremontowany. http://www.dworypalace.travel.pl/?p=3263
Spacer wzdłuż jeziora w słońcu to coś na co nie można narzekać. Mimo, że temperatura już zapanowała listopadowa i tak z wielką przyjemnością wędrowałam.




Pałac w Biedrzychowicach został pięknie odrestaurowany z zewnątrz, wnętrze przystosowano do obecnej funkcji (nie byłam w środku ale podobno jest dosyć nowocześnie). Zadbano o wszelkie szczegóły elewacji i terenu na froncie budynku. Mnie jednak zaskoczył niezwykle pozytywnie sposób w jaki wkomponowano w starą zabudowę nowoczesną i funkcjonalną salę gimnastyczną. Pozostawiono mury starych zabudowań gospodarczych od strony głównego dziedzińca i na nich wzniesiono nowy budynek. Myślę, że to doskonały przykład na możliwość pogodzenia starego z nowym i funkcjonalnym. 





Okno mojego domku wychodziło na jezioro. Widok zachwycał, zwłaszcza o poranku



Tęsknię za jesiennym Podgórzynem, ale pobyt w tym miejscu zrekompensował mi tęsknotę z nawiązką.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Zarzutka – ZnP*


Fora kulinarne i wymiana doświadczeń kuchennych owocują w nowymi odkryciami. W moim domu nie tylko, nie jadało się zarzutki, ale nawet nikt chyba nie miał świadomości istnienia takiej zupy. Kapusta kiszona służyła do gotowania  kapuśniaku znana też z wizyt na Podhalu kwaśnica, jednak zarzutka vel zarzucajka to dla mnie coś nowego.
Zupa jest pyszna, pożywna i spokojnie może służyć za obiad lub pożywną kolację.
Zupa może nie jest dietetyczna, ale aby nie była zbyt ciężka gotujemy ją na wodzie a nie na wywarze mięsnym. O ostatecznym smaku zupy decyduje zasmażka z której nie można zrezygnować. Zapewniam jednak, że jedzona od czasu do czasu taka bardziej treściwa zupa nikomu nie zaszkodzi.



Zarzutka

2 marchewki
1 pietruszka
kawałek selera
2 ziemniaki
spora garść kapusty kiszonej
1 cebula
kawałek słoniny na skwarki
liść laurowy, ziele angielskie, ziarenka pieprzu
sól
1 łyżka mąki

Pokrojone w kostkę: marchew, pietruszkę i seler gotujemy w wodzie z przyprawami prawie do miękkości, następnie dodajemy pokrojone w kostkę ziemniaki. Kiedy te są już prawie miękkie wrzucamy do zupy kapustę kiszoną przesiekaną wcześniej aby nie było w  zupie długich nitek kapusty. Gotujemy na małym ogniu aż kapusta stanie się miękka.
Słoninę kroimy w kosteczkę, wytapiamy z niej tłuszcz i robimy skwarki. Dwie łyżki tłuszczu odlewamy na patelnię. Na nim zezłocić cebulkę posiekaną w kosteczkę a następnie robimy na tym jasną zasmażkę, którą po rozrobieniu dodajemy do zupy. Całość chwilę gotujemy a na koniec całość okraszamy skwarkami i doprawiamy sola i pieprzem mielonym.

Smacznego!!!


Nadal szukam kolejnych smaków. Zupy to moja miłość i pewnie jeszcze wiele znajdzie się na blogu.