poniedziałek, 29 października 2012

Zupa z dynią piżmową, gruszkami i rozmarynem



Już pisałam o moim nałogu zupowym, więc nikogo nie zdziwi fakt, że moja kulinarna biblioteczka spęczniała za sprawą „Smacznych zup. 365 najsmaczniejszych przepisów” Kate McMillan. Koło tej książki chodziłam już od dłuższego czasu, ale potrzebowałam jakiejś iskry zapalnej lub „lewej” kasy. Zakupu dokonałam trochę pokrętnie go finansując. Otóż dostałam w pracy nagrodę. Z niej sfinansowałam zakup nowych jeansów, ale skorzystałam z promocji – „oddaj swoje stare jeansy a dostaniesz 20% rabatu”. Tym sposobem zaoszczędziłam blisko 60 złotych, które biegusiem wydałam na „Zupy” i pyszny soczek świeżo wyciskany J
Wyjazd spowodował, że musiałam odłożyć testowanie przepisów, ale niedzielny obiad uświetniła wspaniała zupa dyniowa, na którą przepis znalazłam właśnie w nowym książkowym nabytku.



Zupa z dynią piżmową, gruszkami i rozmarynem


2 łyżki masła
1 łyżka oleju
1 cebula drobno posiekana w kosteczkę
1 dynia piżmowa (ok. 1 ½ kg) obrana, bez nasion, pokrojona w paski o grubości 6 mm
1 ½ l bulionu drobiowego lub warzywnego
1 gałązka rozmarynu, plus 1 łyżeczka posiekanych listków rozmarynu
4 łyżeczki cukru brązowego
3 duże dojrzałe (bardzo ważne) gruszki obrane, pozbawione gniazd nasiennych i pokrojone w cienkie plasterki
125 ml słodkiej śmietanki
sól, pieprz

1 łyżkę masła i olej rozgrzać, wrzucić cebulę i smażyć w dużym rondlu na średnim ogniu przez ok. 7 minut, aż cebula zmięknie i delikatnie się zrumieni. Następnie dodać dynię, gałązkę rozmarynu i bulion. Całość dusić przez 20 minut aż dynia zmięknie. W tym czasie rozpuścić pozostałą łyżkę masła, dodać do niego 2 łyżeczki cukru, rozpuścić go, wrzucić plastry gruszek (zostawić kilka do dekoracji zupy), dokładnie wymieszać. Owoce rozłożyć jedną warstwą na blaszce, wstawić do piekarnika nagrzanego do 260 stopni (mój piekarnik osiąga maks. 240 stopni i to zupełnie wystarczyło), piec przez 8 minut. Po tym czasie gruszki posypać posiekanymi listkami rozmarynu, przemieszać i piec przez kolejne 7 minut do miękkości owoców.
Z zupy usunąć gałązkę rozmarynu, wrzucić gruszki wraz z sokiem jaki puściły, zmiksować w blenderze na gładką masę. Dodać śmietankę, pozostałe 2 łyżeczki cukru i gotować jeszcze przez 10 minut. Doprawić solą i pieprzem. Podawać gorącą udekorowaną plasterkami gruszek.
Smacznego!!!


Zupa bardzo nam smakowała. Jest delikatna ale nie pozbawiona specyficznego, wspaniałego smaku. Robiłam już sporo wersji zup dyniowych, ale zazwyczaj były one mocno pikantne ta stanowi miłą odmianę w mojej kuchni.
Tym sposobem debiut książkowy uważam za bardzo udany.

Przepis dodaję do akcji prowadzonej przez Beę Festiwalu Dyni



niedziela, 28 października 2012

Wróciłam :)

Dziś niemal wyłącznie zdjęcia z Podgórzyna. Nie ma co pisać, było wspaniale, codzienne długie spacery, dotleniłam się jak nigdy dotąd jesienią.

Jesienna kicia Gospodarzy




Czy Wy też kochacie brodzić w suchych opadłych liściach? Ja nie potrafię się im oprzeć


Wodospad Podgórnej - nawet o tej porze roku są śmiałkowie kąpiący się w wodospadzie






Podgórzyn pożegnał nas zupełnie inną aurą



Pewnie takie same widoki powitają mnie w styczniu, o ile zdecyduję się na kolejny służbowy wyjazd :)

A jutro zapraszam na pyszną zupę z dyni piżmowej z gruszkami i rozmarynem.

poniedziałek, 22 października 2012

Fricassée de porc –potrawka wieprzowa w białym winie



Znów naszło mnie na kuchnię francuską, ale taką domową bez zadęcia a mimo to niezwykle smaczną i jednak odświętną. Przekopałam książkę „ Cuisine sans souci” i znalazłam ten przepis. Danie to aksamitny sos o mocno winnym smaku i mięso, które jest mięciutkie i aromatyczne. Potrawkę podałam z ryżem, który był doskonałym uzupełnieniem całości.



Fricassée de porc –potrawka wieprzowa w białym winie


800 g wieprzowiny (u mnie łopatka)
60 g masła
łyżka smalcu
3 łyżki mąki
0,6 l dobrego białego wina
1 szklanka kremówki
3 listki świeżej szałwi
1 spora gałązka świeżego tymianku
4 szalotki
2 cebule
2 ząbki czosnku
sól, pieprz

Mięso umyć, pokroić w kostkę. Posolić, popieprzyć, oprószyć mąką. Cebulę, szalotki obrać i pokroić w piórka. Czosnek drobniutko posiekać.  Na dużej patelni rozgrzać masło i smalec. Podsmażyć szalotki i cebulę. Następnie wrzucić mięso i stale mieszając smażyć do zrumienienia. Przełożyć do rondla, w którym będzie się danie dusiło. Patelnię zdeglasować białym winem (powinno być dobre gatunkowo bo w zasadniczy sposób wpływa na smak potrawy). Wlać wino do rondla z mięsem, gotować do momentu zredukowania płynu do ¼ objętości. Dodać szałwię, tymianek, czosnek, rondel przykryć i dusić na wolnym ogniu przez 1 ½ godziny. Po tym czasie dodać śmietanę, dokładnie wymieszać i dusić jeszcze przez kilka minut. Całość doprawić solą i pieprzem. Podawać gorące.
Smacznego!!!



Danie wg przepisu należy posypać grzankami smażonymi na maśle. Osobiście ten element potrawy pominęłam, ale tylko z braku stosownego pieczywa a nie dlatego, że uznałam go za zbędny dodatek.

Kiedy podjęłam już decyzję, że jadę na tydzień w góry, wyjazd zawisł na włosku. Nie wiem jak i kiedy przeziębiłam się. Gardło bolało mnie okrutnie, potem doszło ogólne okropne samopoczucie do tego stopnia, że w piątek po pracy padłam do łóżka z dreszczami i wielkim osłabieniem. Na szczęście bzinka okazała się nieoceniona w takiej sytuacji i dziś odmeldowuję się na kilka dni. Znikam w góry. Mam nadzieję, że pogoda dopisze i znów będę mogła pokazać kolorową jesień w niskich partiach Karkonoszy. Tak było półtora tygodnia temu.


sobota, 20 października 2012

Kapusta kiszona w słoikach - zamknięcie sezonu przetworowego



Sezon przetworów kończę zawsze kiszeniem kapusty. Wyznacznikiem najlepszego terminu jest dla mnie tzw. Dzień Nauczyciela. Najczęściej właśnie 14 października albo kilka dni po tej dacie biorę się do ostatnich przetworów. Jeszcze kilkanaście lat temu zimą kupowałam kapustę kiszoną i z każdym sezonem stwierdzałam, że jej smak jest coraz gorszy i coraz trudniej znaleźć taką, która mi smakuje. Znalazłam na to sposób.
Sama kiszę kapustę, bo jak się okazało jest to proste i wcale nie trzeba mieć do tego celu beczki. Od znajomych dostałam przepis na kiszenie kapusty w słoikach i od tamtej pory każdej zimy cieszę się własną, niezwykle pyszną kapustą. Przepis wielokrotnie już wykorzystany nie tylko przeze mnie więc z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu posiadającemu chłodną piwnicę (co działoby się z kapustą w ciepłej i ogrzewanej piwnicy nie wiem).



Kapusta kiszona w słoikach


10 kg poszatkowanej kapusty (jestem leniwa i kupuję gotową)
2 kg marchwi utartej na grubej tarce
18 – 20 dag soli
1 łyżka ziela angielskiego
¾ łyżki ziaren pieprzu
8 liści laurowych pokruszonych na kawałki

Jeśli najbardziej lubicie kapustę kiszoną z kminkiem, zamieńcie liście laurowe i ziele angielskie na ziarna kminku. Maleństwo nie znosi kminku i dlatego moja kapusta go nie zawiera.

Największym wyzwaniem jest wymieszanie ze sobą wszystkich składników. Trzeba mieć odpowiednio duże naczynie aby pomieścić wszystko. Ja do tego celu wykorzystuję duży kocioł do gotowania bielizny (taki jakich używało się jeszcze w latach 70) ale można zrobić to w wannie lub olbrzymiej (naprawdę olbrzymiej) misce. Moim zdaniem najlepiej jest wsypywać składniki do naczynia porcjami i za każdym razem dokładnie mieszać aż do dna. Kiedy wsypiemy wszystko na raz będziemy mieli dużo trudniejsze zadanie. Nie przerażajcie się, że kapusta i marchew w osobnych naczyniach zajmują jakby trochę więcej miejsca niż pojemność wanny, w czasie mieszania warzywa miękną i zmniejszają swoją objętość.
Kiedy wszystko zostanie dokładnie wymieszane zostawiamy całość na około godzinę. W tym czasie możemy przygotować sobie słoiki. Ja korzystam z różnych rozmiarów słoików, aby zimą nie mieć problemu z niewykorzystanym nadmiarem kapusty (co ma miejsce jeśli zrobimy tylko duże słoiki). Wiem z doświadczenia, że najwięcej potrzebuję słoików około ½ l a litrowych robię tylko dwa lub trzy słoiki.
Po godzinie leżakowania kapusta zmięknie i puści sok. Teraz trzeba ją zapakować do słoików. Znów trzeba wszystko dokładnie przemieszać. Brać po garści warzyw i odciskać w rękach, a następnie ubijać bardzo dokładnie w słoikach. Nie traktujmy jednak rąk jak prasy hydraulicznej i nie pozbawiajmy kapusty soku do ostatniej kropli, bo ukiszona nie będzie wystarczająco soczysta. Najważniejsze jest bardzo dokładne ubijanie kolejnych warstw warzyw w słoikach (dlatego najlepiej brać słoiki o szerokim wejściu aby łatwo wsadzić do słoika rękę), tak aby nie pozostawało powietrze (to chyba sekret dobrze ukiszonej kapusty). Jeśli wytrąca się przy ubijaniu sok należy nadmiar odlewać aby nad kapustą nie stał płyn. Napełnione słoiki zakręcić i wynieść do piwnicy.
Kapusta już po 2-3 tygodniach nadaje się do jedzenia.
Smacznego!!!



I jeszcze jedna rada. Kiszące się warzywa buzują i często ze słoików wycieka sok, który mocno brudzi półki. Ja aby uniknąć zabrudzeń każdy słoiczek wkładam do woreczka foliowego (zbieram niedziurawe woreczki takie w jakie pakujemy w sklepach np. warzywa). Tym sposobem wyciekający płyn nie dostaje się na półkę tylko zostaje w szczelnym woreczku. Tak samo postępuję z kiszonymi ogórkami. 


piątek, 19 października 2012

Aksamitna zupa ziemniaczana z chorizo



Jestem zupoholiczką. 
I wcale nie mam zamiaru iść na odwyk ;) wręcz przeciwnie, planuję gotować jeszcze więcej zup i je zajadać z apetytem. Wczoraj zjadłam dwa talerze pysznej zupy, która sama ugotowałam, a co stać mnie na takie szaleństwo, jak gotowanie zup :)



Zupa ziemniaczana z chorizo


200 g chorizo
ok. 800 g ziemniaków (najlepiej rozpadających się w czasie gotowania)
2 cebule
3 gałązki świeżego tymianku
200 ml słodkiej śmietany 30 %
1 łyżka mąki
2 l bulionu warzywnego lub wody
1 łyżka oliwy
sól

Chorizo pokroić w półplasterki. Cebulę obrać, pokroić w kosteczkę. Ziemniaki obrać, umyć i pokroić w kostkę. W dużym garnku rozgrzać oliwę, wrzucić chorizo, podsmażyć. Kiedy wytopi się trochę tłuszczu wrzucić cebulę i smażyć aż do lekkiego zrumienienia cebuli i chorizo. Wrzucić ziemniaki. Smażyć jeszcze przez około 3 minuty cały czas mieszając. Wlać bulion, dodać tymianek. Gotować na wolnym ogniu przez około ¾ godziny. Po tym czasie wyjąć z zupy gałązki tymianku a następnie za pomocą tłuczka do ziemniaków rozgnieść je (nie przejmować się, że obecność chorizo nie pozwala uzyskać idealnie gładkiej konsystencji) i gotować przez kolejne ½ godziny. Mąkę dokładnie rozprowadzić w śmietanie, wlać do gotującej zupy, dokładnie wymieszać, doprawić do smaku solą, zagotować. Podawać gorącą.
Smacznego!!!




Latem takiej sycącej i rozgrzewającej zupy bym nie podała, ale na jesienny czy zimowy obiad jest jak znalazł. Polecam gorąco!

wtorek, 16 października 2012

Bajgle na Światowy Dzień Chleba



Nie wyobrażam sobie życia bez chleba i innego pieczywa, co prawda przez 2 tygodnie w Wietnamie ani razu nie zjadłam pieczywa a i nawet przez moment nie zatęskniłam za nim.

Z okazji Światowego Dnia Chleba upiekłam moje pierwsze w życiu bajgle. Powiem tylko tyle, że to najlepsze bułeczki jakie kiedykolwiek popełniłam. Może piękne i foremne nie są, dziurki też mają nieprzepisowe, ale ten smak!!!!! :) 

Pierwszy raz jadłam bajgle podczas pobytu w Krakowie kilka lat temu. Bardzo lubię tego rodzaju pieczywo więc nie ma w tym nic dziwnego, że miałam ochotę sama je upiec. Strach przed porażką był zawsze zbyt duży aby w czyn wprowadzić swoje plany. Bułeczki te wymagają specjalnej procedury, której nigdy wcześniej nie stosowałam w swojej kuchni a która skutecznie mnie odstraszała. Tym sposobem odkładałam pieczenie z tygodnia na tydzień. Jednak taki dzień jak dziś zobowiązuje. Postanowiłam zmierzyć się z bajglami i pokazać efekty mojej pracy niezależnie od efektu. Na pierwszy ogień poszło szukanie właściwego przepisu. Po lekturze różnych stanęło na przepisie AgusiH 
Ciasto zarobiłam na noc, wstawiłam do lodówki i właśnie przed chwilą pożarłam moje bajgle. Zrobiłam z połowy porcji bo aktualnie jestem bezdzietną słomianą wdową i wiem, że był to błąd.




Bajgle

1 szklanka letniej źródlanej wody
3 łyżki stopionego masła
1 łyżka słodu jęczmiennego lub cukru
1 łyżeczka soli
3 szklanki maki pszennej ( ja prawie zawsze 1/2 szklanki z tej ilości zastępuję mąką pszenną razową)
1 i 1/2 łyżeczki suszonych drożdży

Dodatkowo:
1 łyżka słodu jęczmiennego lub cukru
1 żółtko
sezam i mak do posypania

Drożdże rozprowadzić w łyżce mąki i odrobinie wody, dodać cukier i poczekać aż się ruszą. Do miski wsypać pozostałą mąkę, dodać podrośnięty zaczyn, resztę wody oraz sól. .Wyrobić gładkie i elastyczne ciasto, które odchodzi od ścianek misy. Wyrobione ciasto przykryć ściereczką lub folią i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Kiedy ciasto podwoi swoją objętość wyjmujemy na podsypany mąką blat, formujemy długi wałek, który dzielimy na 12 – 15 równych części. Z każdej części formujemy kulę, w środek wkładamy kciuk i poprzez okręcanie w powietrzu na palcu wskazującym formujemy dziurkę w środku bajgla. Przygotowane bułeczki pozostawić do wyrośnięcia (20 – 30 minut). W tym czasie w dużym garnku zagotowujemy wodę z łyżką słodu lub cukru. Do gotującej wody wkładamy po 3 do 4 wyrośniętych bajgle. Gotujemy przez około 1 minutę, obracamy na drugą stronę i gotujemy jeszcze przez około ½ minuty. Łyżką cedzakową wyjmujemy obgotowane bajgle, dokładnie osuszamy je na papierowym ręczniku (ale nie kładziemy i nie zostawiamy na papierze, bo ciasto nam się przyklei i będziemy mieć kłopot).
Obgotowane i lekko przestudzone bajgle układamy na dobrze natłuszczonym papierze do pieczenia. Smarujemy je rozkłóconym żółtkiem z wodą a następnie posypujemy makiem lub sezamem.
Piec w 200 stopniach aż się zezłocą przez około 20 – 30 minut.
Smacznego!!!



<!--[if !supportEmptyParas]--> Teraz przyjemnie najedzona biegnę do pracy.<!--[endif]-->

poniedziałek, 15 października 2012

Jabłka w cieście drożdżowym



Klęska jabłkowa nadal trwa. Konie nie są w stanie przejeść moich jabłek, a nawet jeśli dałyby radę ja nie jestem w stanie ich wywozić tak często jak by należało. Stąd kolejne wcielenie tych rajskich owoców. Tym razem w postaci jabłek w cieście drożdżowym. My zjedliśmy je na obiad, ale doskonale nadają się na kolację, podwieczorek lub nawet na śniadanie.


Jabłka w cieście drożdżowym


¾ szklanki mąki
1 jajko
110 ml ciepłego mleka
1 łyżka cukru
1 ½ dag świeżych drożdży
szczypta soli
400 g jabłek
cukier puder do posypania
olej do smażenia

Mąkę i sól wsypać do miski, drożdże rozetrzeć z cukrem, wymieszać z ciepłym mlekiem i dodać do mąki. Wbić jajko. Całość dokładnie wyrobić (spokojnie wystarczy rózga, mikser nie jest potrzebny) na gładkie ciasto o konsystencji gęstej śmietany. Gdyby ciasto było zbyt gęste dodać odrobinę więcej mleka, gdyby było zbyt rzadkie podsypać mąką (wszystko zależy od wilgotności mąki). Przykryć i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Kiedy ciasto wyraźnie się ruszyło przygotować jabłka. Obrać je, usunąć gniazda nasienne i pokroić w około ½ do 1 cm plastry. Kiedy ciasto podwoi swoją objętość, na patelni rozgrzać tłuszcz, krążki jabłek maczać w cieście, smażyć z obu stron na złoty kolor. Usmażone jabłka osączyć z nadmiaru tłuszczu na ręczniku papierowym i podawać gorące posypane cukrem pudrem. Jeśli ktoś lubi można do cukru domieszać odrobinę cynamonu.
Smacznego!!!




piątek, 12 października 2012

Impresje jesienne

Wszystkim trzymającym kciuki za pogodę bardzo dziękuję, bo ta dopisała wspaniale.
Trzy dni spędziłam w pięknej jesiennej scenerii. Nie byłam co prawda na zasłużonym odpoczynku, a w pracy, jednak udało mi się złapać trochę oddechu od monotonnej codzienności i nacieszyć oczy pięknymi kolorami. Jesień w górach jest szczególnie piękna. Jeszcze całkiem sporo wspaniałej zieleni, ale równocześnie oczy cieszą purpura buków i złoto brzóz. 
Nie ma co pisać, pora pokazać jak piękny mamy październik :)





Dostałam też propozycję kolejnego wyjazdu w to samo miejsce, tym razem na 5 dni, również do pracy. Z jednej strony wiem, że wrócę mocno niewyspana, zmęczona, ale te widoki chyba są w stanie zrekompensować duuuuże zmęczenie. Jeśli dodamy jeszcze wspaniałe jedzenie w pensjonacie (wyobrażacie sobie, że do Wrocławia przywieźliśmy wielką torbę pysznych dań serwowanych nam przez gospodarzy (dzisiaj jadłam ich pyszną kapustę modrą). Chyba się skuszę ;)






Teraz chyba się nie dziwicie, że wolę pracę 24 godziny na dobę zamiast kilku godzin w zamkniętym pomieszczeniu.



Dzisiaj dopadła mnie migrena, ale mam nadzieję, że do jutra ją ostatecznie zwalczę i znów będę mogła działać w kuchni szykując pyszne rzeczy, którymi się tutaj podzielę z Wami. 

poniedziałek, 8 października 2012

Paj z jabłkami



Październikowa sobota, piękne słońce, temperatura niemal letnia, ale przyroda wyraźnie mówi nam, że jesień już zawitała na dobre. Próbę porządków jesiennych w ogrodzie uniemożliwił mi pewien lokator. Jakoś nie miałam sumienia przeszkadzać mu w żerowaniu (uwielbiam lokatorów w ogrodzie bo dzięki nim ślimaków prawie nie ma) i zbieraniu sił na przetrwanie zimy. Od kiedy pamiętam w ogrodzie mieliśmy takich lokatorów i zawsze pilnowaliśmy aby miały u nas jak najlepiej.


Ostatnio kupiłam sobie wspaniałą ceramiczną formę do pieczenia paja. Trzeba było udowodnić W., że zakup jest jak najbardziej niezbędny w kuchni. Upiekłam zatem najbardziej klasyczną wersję ciasta – z jabłkami.



Paj z jabłkami


500 g mąki
1 jajko plus 1 żółtko
180 g masła
100 g smalcu
3 płaskie łyżki kwaśnej śmietany
5 łyżek cukru
szczypta soli

4-5 dużych jabłek (o winnym smaku i zwięzłym miąższu)
3 łyżki cukru
2 łyżki mąki
2 łyżeczki cynamonu
sok z ½ cytryny

białko do posmarowania ciasta, gruby dekoracyjny cukier do posypania (niekoniecznie)

Z podanych składników zagnieść kruche ciasto. Wstawić do lodówki na pół godziny. W tym czasie przygotować jabłka. Należy je umyć, obrać, usunąć gniazda nasienne a następnie pokroić w cienkie plasterki. Wymieszać je z pozostałymi składnikami. Formę do ciasta wysmarować tłuszczem i wysypać bułką tartą. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni. Ciasto wyjąć z lodówki, podzielić na dwie części. Pierwszą porcję wywałkować, wyłożyć nią formę, nadmiar odkroić. Na ciasto wysypać jabłka, wyrównać je. Drugą porcję ciasta również wywałkować, przykryć nią formę, nadmiar odkroić, a brzegi zalepić. Na środku zrobić nożem otworki, aby para mogła uciekać podczas pieczenia. Z pozostałych resztek ciasta można wykroić ozdoby ciasta – listki, jabłuszka co tylko chcemy. Wierzch ciasta posmarować białkiem, nałożyć ozdoby z ciasta, je również posmarować białkiem. Całość posypać cukrem dekoracyjnym (niekoniecznie) i wstawić do piekarnika na około 45 minut.
Upieczone ciasto wyjąć, można podawać na ciepło albo na zimno. Dodatek gałki lodów waniliowych może doskonale wzbogacić smak zwłaszcza gorącego paja.
Smacznego!!!


I jeszcze trochę jesieni w moim ogrodzie.




Wybieram się na trzy dni w góry, mam nadzieję, że pogoda dopisze i będę mogła podziwiać piękną złotą jesień w wydaniu górskim. Trzymajcie proszę kciuki za to.